Przed spankiem w naszej błękitno-tęczowej krainie poszłyśmy zrobić pierwsze zakupy by mieć na śniadanie co nieco. Z racji tego,że nowe jesteśmy w mieście poprosiłyśmy o pomoc naszą organizację i przydzieliła nam obstawę - wolontariusza Adriano (na potrzeby komunikacji zitalianizowałyśmy jego imię). Dzięki bogu się dało bo innych imion nie jestem wstanie wymówić ani zapamiętać:-(((
po zakupach Adriano zabrał nas na pierwsze danie tureckie Koftę(spolszczona nazwa)- pikantne klopsiki wołowe, serwowaną w placku o nazwie ekrek (ale pita,ale cieniutkie i mięciutkie).
Adriano jest studentem fizyki i matematyki, bardzo lubi Polaków i polskie koleżanki z uczelni.(jest tu kilka polek na wymianie) Stara się wyjechać do Gdańska na Erazmusa. Poza tym zna nawet trochę polski. "Czy mogę wam towarzyszyć?:-) ja pierdolę!! :-) "
wszyscy do mnie gadają po turecku, począwszy od stewardesy w samolocie, poprzez wolontariuszy- z wyglądu 100% turczynka, nawet Adrion skomentował, że nie wyglądam jak europejka:-)
tak około 22.00 zbierałyśmy się do spania, a tu wizyta gości, wizyta wolontariuszy
Onder-a, Adriano, Fatih i nasz the best friend Aydin
poszłyśmy spać:-) o 24.00 MASAKRYCZNY STAN